Wprowadzamy nową zasadę! W sumie pierwszą, ale nie ważne. Wy komentujecie, my piszemy nowe rozdziały.
Okey?
Okey.

26 lutego 2016

Rozdział 1 ~ MN

- O Boże, jak on mógł mi to zrobić, przecież byłem grzeczny codziennie rano przynosiłem kawę temu staremu kapciu, ale nie przecież musiał mi dać wspólny projekt z tym deklem od butelki- powiedziałem zły. Ok może jestem nieco dramatyczny, ale w momencie dostania wspólnego projektu z waszym wrogiem publicznym numero uno, a mowa o Tylerze, panu perfekcyjnym, któremu zawsze się wszystko udaje. Ehh... jak go nienawidzę.
- Kogo nazywasz starym kapciem i deklem, Jace?
- Nikogo tatusiu- odpowiedziałem przybierając  minę niewiniątka, a tak zapomniałbym, pracuję na stanowisku dyrektora w firmie mojego ojca Bena Smitha
- No ja myślę, a teraz proszę choć ustalimy warunki waszej współpracy
- No, ale ja mogę sam to zrobić albo przydziel mi kogokolwiek tylko nie jego, błagam- powiedziałem prawie upadając na kolana przed nim
-Nie ma mowy, on najlepiej zna tego klienta i będzie wiedział jak mu się przypodobać, aby podpisał ten kontrakt.
- Tato, no proszę zrób coś dla swojego jedynego, pierworodnego syna- zrobiłem minę skrzywdzonego przez los dziecka
-Co ja z tobą mam? Odpowiedź nadal jest nie
-No, dobra jak chcesz 
-Praca z tobą to będzie czysta przyjemność, maluszku- powiedział ten głupi pajac
-Już ci mowiłem, że ecale nie jestem mały, tylko to ty jesteś nienaturalnie duży
-Tak sobie wmawiaj, maluszku
- Stój dziób, pajacu jeden albo ci takiego kopa zasadzę, że zobaczysz gwiazdy dniem
- Tak, tak, tak- machnął na mnie lekceważąco, o nie nie nie tak się bawić nie będziemy, tak cię dziadu załatwię, że się nogami zakryjesz. Może tak go zamordować, potrzebne by mi były tylko czarne worki, rękawiczki, i coś do zabicia go ale to się ustali później, będę miał z nim spokój na zawsze. Ahh... to by było piękne życie. W sumie nawet jakby mnie złapali, dostałbym 25 lat, a jakbym im wytłumaczył powody dla których to zrobiłem jeszcze by mnie ułaskawili. Wtedy miałbym jeszcze połowę życia przed sobą. Buhahaha. Jeszcze mnie dziad zapamięta, jak z nim skończę.
- Idziesz?- zapytał Tyler
-Idę, idę
-Śpiesz się, maluszku
-Długo będziesz mnie jeszcze tak nazywał?
-Tak
-Aha, ok- naprawdę go zabiję i wszechświat, a przede wszystkim jego byłe będą mi wdzięczne. Jednego debila byłoby mniej do tlenu.
W końcu się zebrałem i wszedłem do gabinetu ojca, a wtedy powiedział
-Jak już wiecie to nasz bardzo ważny klient, dlatego powinien być naszym priorytetem, więc oczekuje od was całkowitego zaangażowania w sprawę i błagam Jace postaraj się nie wpadać w kłopoty i nie kłócić z Tylerem, dobrze?
-Ej, czemu tylko mnie upominasz, a on- powiedziałem naburmuszony, czemu to zawsze ja jestem winny, a on kurde święty, to nie jest fair
-Tyler, proszę..
-Dobrze, szefie przypilnuje go- przerwał
-Dziękuje
-Phi...- prychnąłem obrażony- ja wcale tak często w kłopoty nie wpadam
-Nie wcale, tylko statystycznie raz na tydzień - ironizował mój ojciec
-Wcale nie- kłóciłem się jak małe dziecko
- Tak, a pamiętasz tą sytuacje z przed tygodnia, gdzie wyleciałeś z mieszkania w samych majtkach, bo zobaczyłeś pająka jak wracałeś z łazienki i to jeszcze przed twoją 60-letnią sąsiadką, która pobiła cię parasolką, bo myślała że jesteś ekshibicjonistą...
-Ma szef może zdjęcia lub filmik z tamtego zdarzenia, chętnie bym go zobaczył-przerwał ten pajac jeden
-Tak mam i to niejeden, widownie miał wtedy wielką, a właśnie Jace pamiętasz tą sytuacje z przed dwóch tygodni, kiedy poszedłeś się napić z naszymi klientami za udany kontrakt. Upiłeś się i wszedłeś na bar, zacząłeś tańczyć na miotle, którą wyrwałeś od sprzątaczki, krzycząc że "Zgredek zakosił ci różdżkę". A zapomniałbym jeszcze później zacząłeś śpiewać I belive i can fly i zaskoczyłeś z tego baru, udając samolot. Wystarczy?
-O Boże, chciałbym to zobaczyć, szefie błagam jeśli masz z tego filmik, proszę wyślij mi go- powiedział rechoczący głupi bałwan
-Dobra, zamknij się, ty capie-rzekłem nieco zawstydzony
-Rozumiesz, o co mi chodzi, Jace?- spytał Ben
-Tak
I takim akcentem zakończyliśmy wspólne spotkanie, zostało mi tylko jeszcze ustalenie mojego spotkania z Tylerem, aby opracować ten projekt. Dasz rade Jace wystarczy, że pójdziesz do niego i poprosisz o posiedzenie na temat projekt dziś.
-Ej ty, pacan
-Coś się stało maluszku?- nie będę reagować, nie będę, jestem grzeczny i miły, i wcale nie mam ochoty go zatłuc młotkiem do kotletów
-Masz dziś czas, aby omówić strategie tego wspólnego projekt- ledwie mi to przeszło przez gardło, co ja muszę znosić
-Niestety nie, mam dziś randkę z naprawdę seksowna dziewczyną, ale może być jutro
-Jutro nie mogę, mam urodziny, proszę zajmie nam to góra 2 godziny, choć raz zrób coś dla mnie- zrobiłem minę szczeniaczka
-No dobra, niech ci będzie ale przez tydzień stawiasz mi...-o nie nie nie, moja wyobraźnia zbyt dobrze działa, blee- obiad, a o czym ty myślałeś, że zrobiłeś taką minę
- Yyyy... nie chce o tym nawet teraz myśleć, także proszę zostawmy ten temat.
- Za godzinę w konferencyjnej, pasuje?
-Tak tyle wystarczy, bym przełożył randkę z "przyjaciółką" na ten tydzień
-Wow, a ja myślałem, że jesteś bardziej rozwiązły, tydzień to prawie wieczność, szacunek- powiedziałem z sarkazmem
- Ja przynajmniej mam kogoś do towarzystwa
-Dobra, skończ za godzinę pamiętaj- rzekłem i poszedłem do swojego gabinetu, bo na trzeźwo kilka godzin z tym pajacem nie przełknę. Wypiłem 2 szklaneczki whisky i poszedłem na spotkanie z tym czopkiem. Ja nie wiem jak wytrzymam z tym okropnym człowiekiem kolejne godziny, ale damy rade nie takie rzeczy się robiło w młodości, tak Jace przekonuj się dalej. Z takimi myślami dotarłem do sali, w której miałem siedzie z moim arcywrogiem kolejne godziny, wziąłem głęboki oddech i wszedłem do paszczy lwa
- Ile można na ciebie czekać- warknął
-Przecież już jestem- i tak spędziliśmy kolejne godziny dyskutując nad tym projektem- Nareszcie koniec- powiedziałem przeciągając się
-Tak a teraz czas na moją gorącą randkę- zanucił i złapał klamkę, ale ta się nie ruszyła-Yyyy co jest, czemu się nie rusza
-Daj to ciamajdo jedna, ja otworzę- szarpnąłem klamkę, ale nic- Heh, no ten, sprawdź, która godzina
-Jest dobrze po północy a to wszystko przez ciebie, głupku
- Ej to nie moja wina że nas zamknęli
- Jak nie twoja, a kto kazał mi dziś pracować, co?
-No ja, ale chciałem mieć jutro wolne
-O Boże, moja randka, muszę zadzwonić- rzekł- pięknie jeszcze komórka mi padła, a teraz mi za to zapłacisz
W tym momencie zastanawiałem się, co ja najlepszego zrobiłem...
 
~ Cake

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz