Wprowadzamy nową zasadę! W sumie pierwszą, ale nie ważne. Wy komentujecie, my piszemy nowe rozdziały.
Okey?
Okey.

6 lutego 2016

Rozdział 1 ~ FML

*Mike*
-Mamo, mamo, mamo, mamo... Przystopuj. Ile razy mam Ci powtarzać, że damy sobie radę. Jestem dorosły, Alex już prawie też. I pragnę Ci przypomnieć, że mieszkam z dala od was 3 lata. PORADZIMY SOBIE!
-Nie podnoś na mnie tonu, dobrze synku?
Znowu się zaczyna. Przewróciłem oczami i chociaż nie mogła tego zobaczyć, poprawiło mi to humor. Rozmowy z moją mamą przez telefon są naprawdę trudne. Szczególnie, że mam niestwierdzone ADHD (przynajmniej część rodziny i przyjaciół tak uważa, no dobra, wszyscy którzy mnie znają tak sądzą), które uaktywnia się, gdy zaczynam rozmawiać przez telefon (albo mi się nudzi, słucham muzyki, po prostu myślę (tak wiem zabawny jestem), czy... okej po prostu mam ADHD), a moje mieszkanie nie daje wiele do popisu. Rozmawiam z mamą jakieś 5 minut, a już zdążyłem obejść wszystkie pomieszczenia z 20 razy, zjechać po poręczy z 5 i ze 100 razy potknąć i wywrócić się o porozwalane rzeczy. Swoją drogą przydałoby się posprzątać, ale jak to mówią: robota nie zając nie ucieknie (no chyba, że chodzi o jedzenie, bo akurat to jak za długo poczeka to może dostać nóżek, nie pytajcie się skąd to wiem, po prostu zaufajcie, że życie mnie wystarczająco doświadczyło). Ale na ogół stosuję zasadę: Co masz zrobić jutro, zrób pojutrze - będziesz miał dwa dni wolnego.
-MICHAELU GORDONIE CLIFFORD!!! - Och fuck, mam przerąbane. - Od kilku minut nie potrzebnie strzępię sobie język, ponieważ ty, mój kochany synku łazisz sobie bez celu, jak zawsze zresztą (a nie mówiłem?), prawie się zabijając o porozwalane rzeczy, których nie chce Ci się posprzątać (skąd ona to wie? Ja się pytam SKĄD?!). I wiedz Miki, że nie podoba mi się sama myśl, żeby zostawić was samych w Australii, kiedy my z tatą będziemy w Stanach.
- Wiem mamo, ale damy sobie radę. Będę pilnował młodej, ona mnie. Będziemy dzwonić i gadać na skypie. Będzie dobrze, mamo.
-Rozmawiać Mike, rozmawiać.
Kocham moją mamę, ale... mam dość, po prostu mam dość!
- I wiem, że teraz ta technologia pozwala na stały kontakt, ale nie podoba mi się myśl, że zostawiam swoje dzieci na drugiej stronie świata.
Moja mama nie może pogodzić się z tym, że przenoszą ją i tatę na rok do Stanów, a jej dzieci wolą zostać same w Australii. Mam 19 lat i za nie cały miesiąc zacznę ostatni rok w jednym z najlepszych liceów w Sydney. Dwa lata temu udało mi się przekonać rodziców (dalej zastanawiam jakim cudem mi się to udało, mówiłem, że moja mama jest trudna?), żebym mógł pójść do liceum w mieście oddalonym o ponad 100 km od domu. W pierwszej klasie musiałem mieszkać w internacie, ale jak tylko skończyłem 18 lat znalazłem sobie mieszkanie, do którego teraz miała wprowadzić się Alex, moja młodsza siostra. Idzie do tej samej szkoły co ja, tylko, że do pierwszej klasy (nie będę ukrywał, cieszyć, to ja się z tego nie cieszę). Kocham ją i wogóle, ale to mój ostatni rok i miałem lekko powiedziawszy inne plany na jego spędzenie, w których nie było mowy o niańczeniu jakiegoś bachora (okey, wiem, że ma 17 lat i jest tylko o dwa lata młodsza, ale... to ciągle niedorozwinięty bachor! Wspomniałem, że upierdliwy, nieznośny, potrafiący zniszczyć każde plany i wtrącający się we wszystko bachor? Nie? To teraz uprzejmie o tym informuję).
- Mikey, słuchasz mnie?
- Tak, mamo. Po prostu się zamyśliłem.
- Mhm, synku powinieneś skończyć z tymi wewnętrznymi monologami.
Chyba poczytam trochę o kobiecej intuicji. Tak, to jest dobry pomysł.
-Ja wcale nie...
-Mike!
- No okey, możliwe, że masz rację...
-Możliwe?
-Dobra masz rację, tylko już przestań!
-Mam przestać mieć rację?
-Mamo, mam już 19 lat i dawno przestałem wierzyć w rzeczy nie możliwe.
-A to, że któryś z tych twoich zespołów nagle odkryje twój talent i będzie błagał, żebyś do nich dołączył?
-To wcale nie jest nie możliwe! Zobaczysz jeszcze będę z nimi grał! Wogóle co z ciebie za matka? Powinnaś mnie wspierać i wierzyć we mnie, a zamiast tego rujnujesz mi marzenia i podcinasz skrzydła! Jak ja mam wierzyć w siebie i w to, że coś mi się uda, skoro ty tego nie robisz.
Zbulwersowałem się i to na maksa. Właśnie. Miałem zadzwonić jakiś czas temu do mojego przyjaciela, Maksa. Z godzinę albo dwie temu. Po spojrzeniu na zegarek, stwierdzam jednak, że miałem zadzwonić prawie 7 godzin temu, nie będzie zły, prawda? No ok, jest możliwość i to dość spora, że to jednak Maks zbulwersuje się na mnie.
-Wierzę w ciebie. Na przykład wierzę, że dasz radę posprzątać i przygotować mieszkanie zanim przyjedziemy. Nawet, jako dobra matka dam ci radę. Domyślasz się może jaką?
-Żebym zaczął sprzątać już teraz, a nie w momencie, kiedy do mnie zadzwonicie, że dojeżdżacie do Sydney?
-No patrz synku, jakie z ciebie mądre dziecko. To ja Ci nie przeszkadzam, a ty bierz się do roboty.
-Taa, do zobaczenia, za...
-Będziemy za jakieś 5-6 godzin, Miki. Dasz radę. Ja kończę i idę pogonić Alex. Co za dziewczyna, ile można się pakować.
Rzuciłem telefon na łóżko i po chwili siebie też rzuciłem, jakkolwiek to brzmi . 5-6 godzin. Mam 5-6 godzin na sprzątnięcie i przygotowanie całego mieszkania! O Boże. Myślę, że nie dam rady. Nie chwila, ja WIEM, że nie dam rady. Co kurde. Dzwonek. Kto śmie przerywać mi irytującym dźwiękiem dzwonka do drzwi (swoją drogą, dlaczego do tej pory nie zmieniłem tej wkurzającej melodii na coś fajniejszego? Ach tak, inaczej zamiast ruszyć swoje cztery litery z kanapy, siedziałbym i słuchał dzwonka) użalanie się nad swoim ciężkim życiem?
- Kto zamiast zrobić coś pożytecznego zawisł na moim dzwonku?! - zapytałem otwierając drzwi. - Maks! Co tu robisz?
- Sprawdzam czy mój przyjaciel, który miał do mnie zadzwonić kilka godzin temu żyje, czy muszę go sam zabić.
- Sorki, musiałem...
- Dobrze wiem, że leżałeś na kanapie i oglądałeś telewizje.
- Nieprawda!- krzyknąłem oburzony! Jak on śmie mnie oskarżać o takie rzecz?! Ja się pytam JAk?!
- A co robiłeś, jeśli oczywiście mogę wiedzieć?
- Leżałem na łóżku i oglądałem Białe Kołnierzyki na laptopie!
- Nie no sorry stary, ja myślałem, że marnujesz czas, a ty ciężko pracowałeś, nie czekaj, jednak marnowałeś czas!
- Dobra odczep się. Musiałem odpocząć przed robotą. Zresztą to nie ty musisz posprzątać CAŁE mieszkanie w 5 godzin!
- Po chuj?
-Mówiłem Ci przecież, że moi rodzice lecą do Stanów na rok, a do mnie przenosi swoje rzeczy i siebie moja młodsza siostrzyczka.
- Czekaj, Alex będzie z tobą mieszkać?
- Jak ostatnio sprawdzałem to tak miała na imię.
- Naprawdę?
- No myślałem, że ma Genowefa, tylko się nie przyznaje, ale nie, faktycznie ma Alexandra.
- Chodzi mi o to, że będzie tu mieszkać!
- Aaa, no to tak. Przecież mówiłem. A co?
- Nic, tylko... Biedna dziewczyna.
- Foch. - Obrażony poszedłem do kuchni, a on oczywiście musiał powlec się za mną.
- Mikey, to nie ty czekałeś na telefon od swojego najlepszego przyjaciela przez kilka godzin!
- Ile będziesz mi to wypominał? Przecież przeprosiłem!
- Przeprosiny bez słodyczy się nie liczą!
- Zachowujesz się jak dziecko - przewróciłem oczami podając mu paczkę żelek (no dobra, może rzucając nią w jego twarz, ale kto by tam zwracał na to uwagę).
- Pieprz się Miki.
- Mhm, właśnie taki miałem zamiar.
- To co robimy? Idziemy do kina albo...
- Czego Ty nie rozumiesz w 5 godzin posprzątać mieszkanie?
- Wszystkiego. Ty i sprzątanie to dziwne połączenie.
- Na prawdę? - powiedziałem z sarkazmem, rozglądając się po zasyfionym mieszkaniu.
- Yep. Wiesz, gdybyś mnie nie olał to bym Ci pomógł, ale...
- Zrobiłbyś to?- popatrzyłem na niego z nadzieją.
- Jasne, ale Ty nie zadzwoniłeś.
Maks zdążył rozwalić się na mojej kanapie, więc wskoczyłem mu na kolana, nogi trzymając po jego bokach i patrzyłem na niego z miną zbitego psa.
- Maksiii... Plose, zrobię wszystko co będziesz chciał. Plooooseeeeee.
- Okey.
- Serio?! - zacząłem skakać z radości przed kanapą - Chwila - zatrzymałem się nagle spoglądając na chłopaka siedzącego przede mną - czego chcesz w zamian? - spytałem się, patrząc podejrzliwie.
- Zrobisz mi loda - powiedział szczerząc zęby w głupawym uśmiechu (w sumie to często go ma).
- Pogięło cię kolego. - popatrzyłem na niego jak na debila (którym w sumie jest).
- Spokojnie, żartowałem - Taa jasne żartował, mhm, a ja jestem normalny.
- To co pomożesz mi?
- Yep, to od czego zaczynamy? - zapytał wstając z kanapy i stając obok mnie.
Zaczęliśmy rozglądać się dookoła.
- Od wszystkiego? - odpowiedziałem niepewnie.
- Ty naprawdę nie masz doświadczenia w sprzątaniu, co?
- Stary, ile się znamy?
- Kilkanaście lat, a co?
- Widziałeś, żebym kiedykolwiek sprzątał?
- Nie
- No to właśnie odpowiedziałeś sobie na pytanie.
- W sumie... Dobra bierzemy się do roboty.
Po 5 godzinach sprzątania opadliśmy zmęczeni na kanapę i przez kilka minut (albo kilkanaście, kto by tam liczył) siedzieliśmy/leżeliśmy na niej. Nagle Maks odwrócił głowę w moją stronę.
- Michael - zaczął poważnym tonem - dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś? Przecież zawsze bym Cię wspierał.
Oh Fuck, myślałem, że schowałem to przed nim i nie widział tego.
- Bałem się jak zareagujesz. - spojrzałem na niego nie pewnie.
- Że masz dywan? Zawsze to podejrzewałem, ale nie miałem pewności.
- Jaki dywan?
- No ten, którego nigdy nie było widać, a Ty o czym ty mówisz?
- O tym, że jestem gejem - spojrzałem na niego już nic nie rozumiejąc.
- JESTEŚ GEJEM?!
Oh Fuck, jestem głupszy niż myślałem.
- Oczywiście, że nie - szybko zaprzeczyłem, może trochę za szybko - nie rozumiem dlaczego w ogóle tak pomyślałeś.
- Sam mi to powiedziałeś!
- Kiedy?! - nie pamiętam, żebym ostatnio się, aż tak upił.
- Chwilę temu!
Fakt, zapomniałem o tym. No comment, please.
- Ja tylko żart... - nie skończyłem, ponieważ przerwał mi dzwonek do drzwi i głośny krzyk mojej siostry:
- Mikeeeeey, otwieraj!
I głos moich rodziców upominających moją siostrę, żeby się zamknęła. Dlaczego nie mogli mi tego powiedzieć pięć minut temu? Dlaczego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz