24 lutego 2016

Rozdział 1 ~ LPAG

***Nick***

- Dominick! Jest 9 rano, a ty jesteś w łóżku! Tylko zostawimy ciebie na chwilę samego w domu i już nie idziesz do szkoły! To jest według ciebie odpowiedzialność?! Możesz mi to z łaski swojej wyjaśnić?!

Z westchnieniem otworzyłem jedno oko i spojrzałem na moją rodzicielkę, której nie widziałem dość długi okres czasu. Zmieniła fryzurę. Wcześniej długie, jasne włosy o identycznym odcieniu co moje, teraz były krótkie i czarne. Zrobiło mi się jakoś dziwnie przykro. Nie wiem czy dlatego, że tak długo się nie widzieliśmy i nie wiedziałem nawet kiedy je zmieniła, czy dlatego, że dzięki włosom byłem do niej bardziej podobny. Było to coś co nas łączyło. Coś czego już nie ma...

- Oczywiście mamo. Już wyjaśniam.

- Obyś miał dobre wytłumaczenie. Nigdy nie myślałam, że w taki sposób się na tobie zawiodę.

- Zacznę od tego, że dzisiaj jest sobota, a jak wiesz lub nie, ten dzień tygodnia wraz z niedzielą są wolne. Jest także 31 lipca, czyli ostatni dzień pierwszego miesiąca wakacji, żeby nie było są ich dwa. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?

- No dobrze mój błąd, ale nie zmienia to faktu, że nie długo powinien przyjść po ciebie Beck. Zawsze chodzicie w soboty na karate. - powiedziała zadowolona z siebie, ponieważ wiedziała o zwyczajach i przyjaźniach swojego syna. No prawie...

- Po pierwsze na boks, a po drugie nie przyjdzie.

- Dlaczego dzisiaj nie przyjdzie? Aktywność fizyczna jest bardzo ważna, a chodzicie tylko raz w tygodniu.

- Mamo nie, że dzisiaj. Po prostu wcale nie przyjdzie.

- Nie rozumiem...

- Nie przyjdzie dzisiaj, ani nigdy więcej. Tak samo jak nie przychodzi już od kilku lat. Jak widać nie wiesz, ale za 2 dni minie dokładnie 3 lata od kiedy przestaliśmy się przyjaźnić. A teraz przepraszam, ale muszę do łazienki. - powiedziałem i szybko ją wyminąłem, biegnąc do łazienki. Nie chciałem, żeby zobaczyła w moich oczach łzy...

- Ale... Zejdź potem na śniadanie. Tata czeka.

Nie odpowiedziałem. Miałem po prostu dość jej "matczynej miłości".

***

Po jakiś 20 minutach zszedłem na "rodzinne" śniadanie. Moi rodzice siedzieli przy stole w kuchni. Mama była pochłonięta tabletem, więc nie zauważyła mojego wejścia, albo je zignorowała. Obie opcje są równie prawdopodobne. Z kolei mój tata nie podnosząc wzroku znad gazety, wskazał na szafkę w rogu pomieszczenia.

- Choć tego nie pochwalamy, kupiliśmy ci gry. Powinny ci się spodobać. To jakieś limitowane edycje. Jedna zawiera dużo brutalnych scen, więc nie graj w nią przed snem. I tak masz problemy z zaśnięciem.

Kurde, skąd on to wie? - pomyślałem, podchodząc we wskazane miejsce. Okey, teraz niech mi ktoś powie, która gra zawiera brutalne sceny. "Jak zostać księżniczką?", "Bajkowa przygoda księżniczek", "Bal prawdziwych księżniczek" czy może "Mój wymarzony chłopak"? Bo ja szczerze to nie mam pojęcia. Naprawdę, najmniejszego.

- I jak, podoba Ci się? - zapytała moja mama ciągle patrząc się w przenośne urządzenie.

- Bardzo... Nie mogę się doczekać, aż w nie zagram. Naprawdę... - Kogo ja próbuję oszukać?

- Tak myśleliśmy. - Naprawdę, mamo? Naprawdę?! - Ale teraz zjedz śniadanie. Mógłbyś gdzieś wyjść później z Beckiem, a nie tylko patrzeć się w komputer i telewizor.

- Tak, to dobry pomysł. Zaraz do niego zadzwonię i gdzieś wyjdziemy. - A moi rodzice będą pamiętać, że jutro są moje urodziny. A może te gry to mój prezent urodzinowy. No bo wiecie to nie jest tak, że oni mi przywożą prezenty. Pewnie coś im świtało, że powinni mi coś kupić, ale nie do końca mogli sobie przypomnieć dlaczego. Dobra, kogo ja znowu próbuję oszukać? Chyba po prostu nie chcę dopuścić do siebie myśli, że moi rodzice całkowicie zapomnieli o moich urodzinach. Znowu. Ale koniec użalania się. Idziemy znaleźć sobie przyjaciela! Yey!!!



2 komentarze:

  1. Najlepsze nazwy gier, hahahah:)
    Fajny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;) A sytuacja zaczerpnięta z życia xd

      Usuń